poniedziałek, 22 października 2012

Część piąta, ostatnia - śniadanie w Zagrzebiu, zakupy w Budapeszcie


Czy u Was też wczoraj calutki dzień świat spowijała mgła, a dziś od rana chmury i deszczowo? Ten post wcale nie pasuje do naszej aury... Powiem Wam szczerze, że zapomniałam o dokończeniu wakacyjnej relacji - nic dziwnego... Kurcze, to było tak dawno. I w tak różnym klimacie :) Póki jeszcze coś pamiętam, szybkie dokończenie.

Ostatnio pisałam, że wyjechaliśmy z Bośni i Hercegowiny, kierując się na Zagrzeb. Dojechaliśmy tam w nocy, rano śniadanie, szybkie zwiedzanie.

normalnie bliźniak mojego roweru (poza małymi szczegółami :)
trochę podziwiania architektury...
taki użytek robi się tu z ozdobnych dyniek :)

Dalszy kierunek - Budapeszt. Do stolicy Węgier dojeżdżamy po południu. Jesteśmy tak zmęczeni ciągłą jazdą, że nie mamy w ogóle ochoty podziwiać miasta nocą... o nie! Zostawiliśmy to na rano. Szybka przebieżka obok parlamentu - tutaj pikieta, długaśna kolejka do zwiedzania, policja szuka z psami i lusterkami bomb pod samochodami posłów - oddalamy się przeciwnym kierunku :) Nie pokazuję zdjęć, bo na budynku jeden wielki remont, ładnych ujęć brak. A z pozostałych nie wiem co wybrać! Z pewnością warto byłoby tu wrócić i na spokojnie połazić po Budapeszcie. Ale jakoś tak strasznie chciało nam się już do domu... Cieszyliśmy się natomiast na ostatni punkt wycieczki - halę targową :) Jedzenie to zdecydowanie najlepszy punkt każdej wyprawy:) A tu papryka, salami i rękodzieło! Przywiozłam stąd nawet pamiątkę w postaci ludowej panienki, pokażę ją przy jakiejś okazji :)




Wsiadamy do samochodu i przez Słowację jedziemy do domu. W Čadcy tablica - 500 km do Torunia. Niestety, to co za granicą przejeżdżaliśmy w kilka godzin, w Polsce pokonujemy z wielkim trudem. Na trochę utknęliśmy w korku, dopiero późno w nocy zajechaliśmy do domu. I jestem :)

Tyle w telegraficznym skrócie.
KONIEC :)