poniedziałek, 1 października 2012

Urlopu odsłona trzecia


Kolejny przystanek na trasie naszej podróży to Split. Zaplanowaliśmy tu aż dwa noclegi, czyli sporo :) Nie ma chyba jednak innego sposobu na zwiedzenie wybrzeża Chorwacji niż ciągłe przemieszczanie się, biorąc pod uwagę, że (bez wysp) liczy ono jakieś 1800 km (różne źródła podają odmienne wartości). Rzecz jasna i tak zwiedzaliśmy tylko pewien jego odcinek.

Myślę, że Split - w dużej mierze ze względu na kwaterę - pozostanie na długo w naszej pamięci :) 300 metrów od pałacu Dioklecjana, ale nikt nie napisał, że w te uliczki nie da się wjechać samochodem, więc szybko musieliśmy go gdzieś porzucić. Biorąc pod uwagę wąskie przejścia, stromiznę i baaardzo dużo schodów, niewiele jedno- i dwuśladów się tu zapuszczało :) Próbując odszukać adres okazywało się, że musimy przejść przez czyjeś podwórko i właściwie zaglądamy ludziom w okna. Koniec końców i tak trzeba było zawrócić, bo uliczka okazywała się ślepa. Kiedy z pomocą naszego gospodarza-recepcjonisty dotarliśmy na miejsce i przytargaliśmy bagaże, byliśmy zachwyceni :) Nie tylko miejscówką, ale i przyjęciem. Nikt nigdzie tak dokładnie nie poinstruował nas co zobaczyć, gdzie na plażę, jak dojechać, gdzie zjeść itd. Do tego zastaliśmy lodówkę pełną owoców i piwa. Żyć, nie umierać!

Upał straszny - pogoda zdecydowanie nie dla nas, wielbicieli niższych temperatur i chmur na horyzoncie :) Od rana zaatakował nas też rybi zapaszek, nie wiemy jednak czy to z pobliskiego targu rybnego w centrum, czy znad morza. Za radą naszego gospodarza Ante, odwiedziliśmy też "zielony targ", a więc miejsce dokładnie takie, jak nasze warzywno-owocowe targowiska i bazarki. Sprzedaje się tutaj sporo suszonych owoców, torebka fig towarzyszyła nam w ciągu tego dnia.

jeśli nie możesz powiększyć zdjęć, kliknij prawym 'otwórz w nowej karcie''

Zamiast pisać o starówce, pokażę Wam tylko kilka migawek:


W Splicie weszliśmy też w ścisły kontakt z miejscową fauną. Przez dwie noce towarzyszył nam nieduży gekon, którego chcąc wypuścić ganialiśmy po ścianach, ale za każdym razem chował się pod łóżkiem. Zamknęliśmy wszystkie torby w szafie, żeby nie wlazł do bagażu i nie przyjechał z nami do Polski. Próbowaliśmy nawet zrobić mu zdjęcie, ale skubaniec tak szybko zasuwał, że żadne nie wyszło :) Z kolei w nocy pod samym oknem (które nota bene wychodziło na czyjeś podwórko) niemiłosiernie darł się jakiś kot, więc wrażenia były... hmm... niezapomniane.

Ze Splitu ruszyliśmy do Dubrownika, po drodze zatrzymując się na trochę w Omišu. Kiedyś podobno była to baza piratów :) Urokliwe miasteczko, w sam raz na spacer!


Aby dojechać do Dubrownika, trzeba przejechać przez Bośnię i Hercegowinę. W tym miejscu BiH ma jedyny dostęp do morza - wybrzeże rozciąga się zaledwie na 17 (siedemnaście!) kilometrów. Wraz z odprawą na granicy, droga ta zajmuje nam mniej niż 15 minut.

W Dubrowniku... hmmm... jest co zwiedzać, nie brak tu pięknej architektury i urokliwych uliczek, ale wystarcza nam dwugodzinny spacer.


Wsiadamy do samochodu i z powrotem przez BiH jedziemy na miejsce naszego kolejnego noclegu w Chorwacji - znajdującego się w dolinie rzeki Neretwy, którą mijaliśmy dzień wcześniej...


Kolejnego dnia ruszamy do Bośni i Hercegowiny, ale o tym następnym razem :)
Czyli c.d.n.