poniedziałek, 11 czerwca 2012

Różowe wyzwanie i kolejne DIY

Dwa tygodnie temu (ale ten czas zapierdziela!) Kasia zamówiła małego kotka z filcu. Nie broszka, nie żadna ozdoba, tylko zabawka dla małej dziewczynki! Głowę przyszyłam chyba 50 razy, żeby mieć pewność, że nie odpadnie. Żadnych guzików i innych dupereli, żeby wykluczyć zadławienie albo wsadzenie w jakiś otwór ciała. No powiem Wam, miałam stracha! Wszystko to na niedużym organizmie siedmiocentymetrowego, różowego kota.


Na fali mojego ostatniego stemplo-gumkowego szaleństwa spowodowanego przez Lejdi (tu, tu i tu też), postanowiłam dołożyć do kolekcji jeszcze jeden skromny komplecik. Znalazłam pałętające się ołówki przywiezione z kolonii (a więc muszą mieć [o matko, jak to brzmi!!] ponad 15 lat - taki ze mnie chomik!) i postanowiłam z ich gumek zrobić mini-stempelki. Skalpelem wycięłam kształty, myślałam, że będzie trudniej, ale zajęło to może 5 minut. Od razu wypróbowałam i... naprawdę odbijają. CUD!



Pozdrawiam Was w międzymeczowej przerwie :)